Rysunek B. Gembarzewskiego
jest odtworzeniem figur wojowników pruskich z płaskorzeźb drzwi katedry
gnieźnieńskiej z 2 połowy XII wieku. Zdaniem autora przedstawienie to
może być analogią do polskich lekkozbrojnych wcześniejszego okresu.
Bitwa z Niemcami w Kraju Dziadoszan
(2 września 1015 r.).
(2 września 1015 r.).
Było
to finalne starcie kampanii, która rozpoczęła się w drugiej połowie
sierpnia. Niemieckie siły główne miały uderzyć w centrum piastowskiego
państwa – tradycyjnym już szlakiem niemieckich wypraw przez Krosno na
Poznań. Tam miało dojść do walnej bitwy, która wobec niemieckiej
przewagi technicznej dałaby wojskom cesarskim tak upragnione zwycięstwo.
Plan był prosty a zwycięstwo zdawałoby się – prawie pewne. O wszystkim
zadecydowała znakomita sprawność polskiego wywiadu. Dzięki swoim
szpiegom Bolesław Chrobry znał cesarskie plany z dużym wyprzedzeniem i
mógł się odpowiednio przygotować na przyjęcie nieproszonych gości,
ściągając na zachodnią granicę wojska praktycznie z całego kraju.
Początkowo Niemcy odnosili spore sukcesy. Pod Krosnem syn Chrobrego,
Mieszko, nie zdołała zatrzymać cesarskiej kolumny i musiał się wycofać
po zaciekłej walce z ciężkimi stratami. W tym samym czasie Bolesław
zatrzymał nad Odrą drugą niemiecką kolumnę dowodzoną przez księcia
Bernarda. Ten załadował swoje siły na łodzie i popłynął 30-40 km w dół
rzeki i bez przeszkód wylądował na jej wschodnim brzegu. Ten pozorny
sukces był jednak straszliwym błędem – oddalił bowiem oddziały Bernarda
od Polaków, ale również od kolumny cesarskiej. Chrobry natychmiast
przemaszerował pod Krosno i połączył się z Mieszkiem zostawiając
przeciwko oddziałom Bernarda tylko siły osłonowe. Główna kolumna Henryka
II wobec koncentracji polskich sił znalazła się nagle w bardzo
niebezpiecznej sytuacji. Polacy mogli bez problemu odciąć ją od
zaopatrzenia, zablokować i zagłodzić. Szybki odwrót był jedynym
wyjściem. 1 września w Kraju Dziadoszan (między Odrą i Bobrem,
prawdopodobnie gdzieś między Ochlą i Brzeźnicą) Niemcy po przedarciu się
przez
bór wyszli na polanę, za którą znajdowało się rozległe bagno. Nie mogli
go przejść ani ominąć – na flankach pojawili się już polscy łucznicy.
Przewodnicy (oczywiście podstawieni przez polski wywiad), którzy
wprowadzili Niemców w taką pułapkę – zniknęli. Nadchodzili za to Polacy,
na tyle silni, by pokusić się o wydanie walnej bitwy. Niemców uratowała
szybka budowa mostu, po której główne siły przeszły przez bagno.
Uciekli dosłownie w ostatniej chwili. Pozostawili tylko straż tylną
dowodzoną przez biskupa magdeburskiego Gerona, saskiego palatyna
Burcharda oraz margrabiego Gerona, a złożoną z wyborowych oddziałów.
Odparły one dwa ataki Polaków, ale trzeci rozbił ich szyki . Uratowała
się tylko niewielka grupa z arcybiskupem i rannym palatynem. Reszta
została doszczętnie wybita. Zginął margrabia Gero, przeszło 200
najprzedniejszych rycerzy i kilkakrotnie większa liczba pośledniejszych
wojowników. Kampania zakończyła się dla Niemców prawdziwą katastrofą.
Cesarz uciekał aż do Merseburga. Polacy ponownie zajęli Łużyce i tylko
niespodziewana powódź uratowała Niemców przed utratą Miśni.
Fragment z kroniki Thietmara opisujący bitwę w Kraju Dziadoszan:
"Kiedy w drodze powrotnej [cesarz] przybył do kraju Dziadoszan, rozbił na swoje nieszczęście obóz w pewnym ciasnym pustkowiu, którego jedynym mieszkańcem był pewien hodowca pszczół, później zresztą zabity [...] A gdy zawiadomiono go [Bolesława], że cesarz już się wyniósł, wysłał wielką liczbę pieszych do miejsca, w którym obozowało wojsko [niemieckie], z rozkazem, by starali się choć część tego zniszczyć, jeżeli nadarzy się do tego korzystna okazja. [...] Cesarz podążył naprzód i powierzywszy pozostałe wojsko abp. Geronowi, znakomitemu margrabiemu Geronowi oraz palatynowi Burchardowi, zalecił im, aby zachowali większe niż zazwyczaj środki ostrożności. Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał".
Fragment z kroniki Thietmara opisujący bitwę w Kraju Dziadoszan:
"Kiedy w drodze powrotnej [cesarz] przybył do kraju Dziadoszan, rozbił na swoje nieszczęście obóz w pewnym ciasnym pustkowiu, którego jedynym mieszkańcem był pewien hodowca pszczół, później zresztą zabity [...] A gdy zawiadomiono go [Bolesława], że cesarz już się wyniósł, wysłał wielką liczbę pieszych do miejsca, w którym obozowało wojsko [niemieckie], z rozkazem, by starali się choć część tego zniszczyć, jeżeli nadarzy się do tego korzystna okazja. [...] Cesarz podążył naprzód i powierzywszy pozostałe wojsko abp. Geronowi, znakomitemu margrabiemu Geronowi oraz palatynowi Burchardowi, zalecił im, aby zachowali większe niż zazwyczaj środki ostrożności. Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz