środa, 24 lipca 2013

Ubiory w Polsce wg. Jana Matejki - cz. III

Rycerstwo. Od lewej: z kielicha Konrada, z dzieła obcego, z pieczęci Ziemowita księcia czerskiego i płockiego z 1262 r., z dzieła obcego, z kielicha trzemeszneńskiego Dąbrówki, z dzieła obcego.

Cechy. Od lewej: murarz, cieśla, giermek z planami, górnik,
kat, draby miastowe (wszystko z dzieł obcych).


Ziemianie - podług legendy o Św. Jadwidze i kielicha
Konrada Mazowieckiego.

Bitwa polsko – ruska 22 lipca 1018 roku.

Bolesław Chrobry ze Świętopełkiem w kijowskiej 
Złotej Bramie. Mal. Jan Matejko.


Zwykle nazywamy bitwę „pod” czymś tam, ale tym razem nie mamy pojęcia, gdzie to „pod” było. Znamy datę bitwy, w miarę szczegółowo jej przebieg i to wszystko. Była krótka, bezdyskusyjnie dla nas zwycięska i zadecydowała o powodzeniu kijowskiej wyprawy Chrobrego. Jak do niej doszło?
Długoletnia wojna z cesarstwem i znaczny wzrost sił zbrojnych wpędziły Bolesława Chrobrego w długi, których nie miał czym spłacić. Pilnie potrzebna była zwycięska kampania zapewniająca wielkie łupy. Za cel obrano bajecznie bogaty Kijów. Sytuacja polityczna na Rusi wybitnie sprzyjała Polakom. Rozbicie dzielnicowe pogrążyło kraj w walkach wewnętrznych. Z wielkoksiążęcego stolca zrzucono właśnie zięcia Chrobrego – Świętopełka. Przywrócenie jego władzy było oficjalnym pretekstem dla wyprawy.
Nowy wielki książę Jarosław w konflikcie polsko – niemieckim popierał poprzednio Niemców. Zagarnął również Grody Czerwieńskie i uwięził żonę Świętopełka (córkę Bolesława). Wyprawa była więc także rewanżem „państwowym” oraz słuszną zemstą rodową. Co ciekawe, taką motywację Chrobrego uznali inni książęta ruscy odmawiając Jarosławowi pomocy. Własne kontyngenty przysłali tylko Haliczanie i Wołynianie. Jarosław zgromadził wojsko silne liczebnie, ale jak się okazało – jego morale było beznadziejne, a chęć do walki żadna.
Tymczasem Bolesław zebrał wielką armię. Wsparł go liczny kontyngent węgierski oraz oddział rycerzy niemieckich (ubiegłorocznych sojuszników Jarosława). Chrobry zaciągnął również około tysiąca wojowników połowieckich, a sam chan Połowców najechał południowe rubieże Rusi wiążąc siły tamtejszych księstw.
Jarosław, orientując się doskonale, że Chrobremu chodzi przede wszystkim o łupy, postanowił stawić mu czoła na pograniczu. Do spotkania doszło 22 lipca 1018 roku gdzieś nad Bugiem. Polska armia po przybyciu nad rzekę rozpoczęła budowę mostu. Kiedy był już prawie ukończony pojawiła się ruska straż przednia. Do wieczora obie strony ostrzeliwały się z łuków. Główne, konne siły Chrobrego stały w szyku asekurując przeprawę. Z drugiej strony rozłożyła się wkrótce armia Jarosława. Zgodnie z ówczesnym obyczajem obie strony zaczęły lżyć się wzajemnie, co traktowano wówczas jako swoistą sztukę. W tym słownym pojedynku uczestniczyli podobno obaj władcy. Jak pisze Gall Anonim Jarosław nazwał Bolesława „wieprzem w kałuży otoczonym przez psy moje i łowców”. Ten zaś odpowiedział, że „we krwi łowców i psów twoich, to jest książąt i rycerzy, ubroczę kopyta koni moich, a ziemię twą spustoszę jak dzik pojedynek”.



Wojsko polskie X-XIII wiek. Od góry: ciężkozbrojny drużynnik z X wieku, łucznik piechoty grodowej, wojewoda. Rys. I. Dzys. 

Pod wieczór Rusowie popełnili fatalny błąd. Obawiając się nocnego ataku Połowców wielki książę cofnął główne siły, aby zbudowały umocniony obóz. Wyraźnie nie zorientował się, że Polacy budowali most nie dlatego, że rzeka była nie do przebycia, ale dlatego, że potrzebowali go dla przerzucenia piechoty i taborów. Chrobry natychmiast wykorzystał okazję do ataku. Wiedząc, że ponowne ustawienie w szyku ruskiej armii rzucił wpław swoją jazdę. Straż przednia Rusów, nieliczna i lekkozbrojna natychmiast uległa ciężkozbrojnym Bolesława. Widząc co się dzieje Jarosław natychmiast wyprowadził z obozu swoją armię, ale nie zdążył jej ustawić. Kawaleria Chrobrego zaatakowała koncentrując się głównie na drużynie wielkiego księcia. Poczet Jarosława został wybity (podobno największy udział miało w tym 300 niemieckich rycerzy wspierających polską armię), a on sam ratował się ucieczką. W tym momencie było już w zasadzie po bitwie. Większość ruskich oddziałów natychmiast przerwała walkę. Część uciekła, a reszta uznała w Chrobrym nowego władcę. Zwycięstwo było tyleż błyskawiczne, co totalne. Opór stronników Jarosława wygasł całkowicie, a możnowładcy powszechnie hołdowali polskiemu księciu. Tak doświadczony polityk, jakim bez wątpienia był Bolesław Chrobry, nie dał się zwieść świetności nieoczekiwanego sukcesu. Doskonale rozumiał, że Rusi własnymi siłami i tak nie utrzyma, a dużo więcej zyska występując jako sojusznik powracającego Świętopełka. Dwutygodniowy marsz do Kijowa był jednym, wielkim pochodem tryumfalnym. Wjeżdżając do Kijowa Chrobry miał uderzyć mieczem w słynną Złotą Bramę. Był to symboliczny gest, który stał się później legendarną sceną tej wyprawy. Wedle Galla zapytany przez miejscowych czemu to czyni (uderza mieczem w bramę) Chrobry odpowiedział „Tak, jak w tej godzinie Złota Brama miasta została ugodzona tym mieczem, tak następnej nocy ulegnie siostra najtchórzliwszego z królów, który mi dać jej nie chciał. Jednakże nie połączy się z Bolesławem w łożu małżeńskim, lecz tylko raz jeden jako nałożnica, aby pomszczona została w ten sposób zniewaga rodu naszego, Rusinom zaś ku obeldze i hańbie”. Ową „siostrą króla” była Peredsława, którą według Thietmara „… ten stary wszetecznik Bolesław uprowadził bezwstydnie, zapominając o ślubnej małżonce”. W Kijowie Polacy pozostali kilka miesięcy, za pozwoleniem Świętopełka kompleksowo rabując miasto z wszelkich wartościowych dóbr. Ruscy kronikarze jednogłośnie później twierdzili, że nawet największy najazd Połowców nie był tak rujnujący. Łupy jakie wywieźli z Kijowa Polacy i ich sojusznicy były olbrzymie.
We wrześniu 1018 roku Bolesław Chrobry opuścił Kijów zostawiając na tamtejszym tronie Świętopełka. Wracając przyłączył do swojego państwa Grody Czerwieńskie. Nie zdołał jednak uwolnić swojej córki. Uprowadził za to siostry, żonę i macochę Jarosława. Rządy Świętopełka skończyły się jeszcze w tym samym 10181 roku. Jarosław powrócił na wielkoksiążęcy stolec zyskując nawet rozważnymi rządami przydomek Mądrego. Zjednoczył Ruś, zaczął odzyskiwać utracone ziemie i odbudował przewagę militarną nad Polską, atakując po śmierci Bolesława razem z Niemcami piastowskie państwo. Wśród ruskich elit pozostał jednak na wieki szok wywołany wyprawą Chrobrego i przekonanie, że Polacy chociaż znacząco słabsi mają jakiś „patent” na wygrywanie z potężną Rusią. W Polsce pamięć o kijowskiej wyprawie stała się z czasem legendą uosabianą przez scenę uderzania mieczem w Złotą Bramę. Kiedy po śmierci Jarosława zniweczono jego dziedzictwo i Ruś ponownie poszła w rozsypkę Bolesław Śmiały pomścił jego wcześniejszy najazd wyprawiając się do Kijowa szlakiem swojego wielkiego pradziadka. Gruntownie złupił zarówno Kijów jak i inne większe miasta przywożąc łupy jeszcze większe niż swego czasu Chrobry. Na długo była to ostatnia z wielkich polskich wypraw na wschód. Rozdrobnienie feudalne przerwało polityczne kontakty Polski i Rusi. Na powrót wielkiej historii trzeba było czekać aż do XIV wieku.

wtorek, 23 lipca 2013

Bitwa z Mongołami pod Legnicą - cz. VI

Śmierć Henryka Pobożnego. Miniatura manuskryptu
z 2 połowy XV wieku.

Bitwa zakończyła się klęską armii księcia Henryka. Zginęli prawie wszyscy wyżsi dowódcy, a straty ogóle można szacować zapewne na około 1/3 stanów wyjściowych. Najgorzej ucierpiały oddziały straży przedniej. Najmniejsze straty ponieśli oczywiście Opolanie. Również dla Mongołów bitwa musiała być wyczerpująca i krwawa (wyraźnie mówią o tym ich źródła). Podeszli wprawdzie pod Legnicę i zażądali poddania, ale wobec stanowczej odmowy nie ryzykowali oblężenia. Złupili tylko okoliczne wioski i wycofali się w kierunku Otmuchowa, wysyłając tylko niewielki oddział w stronę Łużyc. Po mniej więcej tygodniach Ordu ostatecznie porzucił ziemie polskie i wycofał się na Morawy.
Bitwa pod Legnicą była jednym z tych momentów naszej historii, które na całe stulecia ukształtowały przyszłość. Realne skutki najazdu mongolskiego w sferze ekonomicznej nie miały takiego znaczenia, jak zwykliśmy dotąd uważać. Gospodarka bardzo szybko zaleczyła rany. Znacznie gorzej było z polityką. Wraz ze śmiercią Henryka Pobożnego przepadła  realna szansa na zjednoczenie kraju przy jednoczesnym utrzymaniu Śląska w jego granicach.
----------------------------------

sobota, 20 lipca 2013

Bitwa z Mongołami pod Legnicą - cz. V

Ostatnia faza bitwy pod Legnicą - miniatura z XIV wiecznej 
Legendy o Świętej Jadwidze.


Książę Henryk widząc ucieczkę Opolan i mongolski kontratak miał krzyknąć „Gorze nam się stało!”. Był wszakże zbyt doświadczonym wodzem, aby wobec takiego kryzysu tylko  lamentować. Natychmiast rzucił do walki hufiec odwodowy. Doborowe rycerstwo musiało zadać Mongołom potężny cios. Według Długosza oba wojska przez jakiś czas zaciekle walczyły. Ordu najprawdopodobniej już wcześniej zużył swój odwód i w jego oddziałach doszło teraz do bardzo ostrego kryzysu. Wspomina o tym zarówno kronika Długosza jak i „Historia Tatarów” (która mówi wyraźnie, że Mongołowie zamierzali już uciekać). Wszystko wskazuje na to, że rycerze księcia Henryka byli w tym momencie o krok od zwycięstwa. Mimo tego przegrali. Co się stało?
Dochodzimy tutaj do bodaj najbardziej kontrowersyjnego momentu w całej relacji Długosza – użycia tajemniczych dymów. Wielu historyków dotąd kwestionuje możliwość posługiwania się przez Mongołów tak zaawansowanymi środkami walki jak broń chemiczna. Czy słusznie?
Po podboju Chin armia Czyngis – Chana przejęła całe techniczne bogactwo tej cywilizacji. Były to przede wszystkim rozmaite typy machin miotających i w ogóle zaawansowana technika oblężnicza, która tak dobrze sprawdziła się przy zdobywaniu miast ruskich. To wszakże nie wszystko. Chińczycy na szeroką skalę stosowali np. granaty i bomby prochowe. Mongołowie używali ich np. w czasie nieudanej inwazji na Japonię. Następna sprawa może zabrzmieć jak żart, ale potwierdzają ją liczne źródła – bardzo zaawansowana jak na swoją epokę broń rakietowa. Było to zarówno lekkie, ręczne wyrzutnie, wieloprowadnicowe wyrzutnie na lawetach kołowych, a nawet pociski dużego rozmiaru przypominające swoim układem popularne w ubiegłym wieku samoloty – pociski (!). Mongołowie to wszystko przejęli, i przynajmniej część stosowali w swoich podbojach. Źródła potwierdzają także umiejętność skutecznego używania broni biologicznej i chemicznej. Oddziały mongolskie, które w 1241 roku uderzyły na Polskę były częścią zawodowej, bardzo doświadczonej i zaawansowanej technicznie armii. W tym kontekście, to co stało się w końcowej fazie bitwy legnickiej jest moim zdaniem zupełnie prawdopodobne.
Wobec potężnego uderzenia polskiej rezerwy Ordu zdecydował się na użycie „dymów”. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy myślał jeszcze o zwycięstwie, czy tylko chciał osłonić odwrót skrwawionych hezarów. Jakkolwiek było aby ochronić własne oddziały przed ich działaniem musiał zapewne wydać rozkaz gwałtownego oderwania się od przeciwnika. W stosownym momencie zadziałał fumator umieszczony na szczycie długiego drzewca (być może to właśnie była owa czarna głowa opisana przez Długosza). Buchnął z niego cuchnący dym, w którym Polacy zupełnie tracili zdolność do walki („….Polacy niemal omdleni i ledwie żywi osłabli…”). Pękł front i hufce Henryka rzuciły się do ucieczki. Kwestią dyskusyjną jest czym w praktyce były owe dymy. Według niektórych teorii zawierały one paraliżujące neurotoksyny roślinnego pochodzenia. Zdaniem J. Scholtza (niemiecki historyk z pierwszej połowy XIX wieku) Długosz pomylił wspomnianą chorągiew w kształcie czarnej głowy z machinami miotającymi ogień grecki lub pociski dające gęsty, toksyczny dym.
Próbując zrekonstruować to, co stało się później napotykamy na kolejne pytania. Tradycja bitwy legnickiej mówi o wielkich stratach polskiego rycerstwa. Nie potwierdzają tego jednak źródła (np. rejestry kościelne, które musiałyby zanotować pogrzeby feudałów pochodzących z macierzystych parafii). Większość z rycerzy zdołała więc wycofać się pola bitwy, w nieładzie lub w sposób zorganizowany, ale jednak. Na pewno wiemy tylko tyle, że pod koniec starcia zginął książę Henryk i dostojnicy z jego otoczenia. Jak do tego doszło?
Jakaś część polskiej armii zapewne wycofywała się z pola bitwy skupiona wokół swego wodza, zachowując szyk i dyscyplinę. Wykrwawione i zmęczone oddziały Ordu raczej nie były zdolne do masowego pościgu. Mongołowie najprawdopodobniej skupili wszystkie zdolne jeszcze do walki siły dla otoczenia i rozbicia książęcego oddziału (który mogli łatwo zidentyfikować choćby po proporcu). Przebieg ostatniej walki Henryka Pobożnego dokładnie opisuje w swojej kronice Jan Długosz oraz Historia Tatarów. Książęcy koń, kilkakrotnie ranny w walce ustawał, więc jeden z rycerzy, Jan Iwanowic przyprowadził od książęcego pokojowca Rościsława drugiego rumaka. Niewiele to jednak pomogło. Henryk II ciężko ranny dostał się do niewoli. Mongołowie zawlekli go na tyły, gdzie został ścięty przed zwłokami wodza zabitego wcześniej w Sandomierzu. Książęcy poczet w zaciekłej walce został doszczętnie wybity. Zginęli: książę Bolesław Dypoldowic (drugi raz), komes Sulisław, wojewoda Klemens z Głogowa, Konrad Konradowic, Stefan z Wierzbnej z synem Andrzejem, Tomasz Piotrkowic, Piotr Kusza, oraz Klemens z Pełcznej (syn Andrzeja). Część rycerzy mimo wszystko zdołała się przebić. Kilkakrotnie ranny Jan Iwanowic połączył się ze swoimi giermkami i razem z pocztem rycerza Lucmana zabili ośmiu ścigających ich Mongołów, a jednego wzięli do niewoli. Relacja Jana Iwanowica stała się później częścią zaginionej kroniki dominikańskiej, która najprawdopodobniej była głównym źródłem Długosza w sprawie bitwy pod Legnicą.

czwartek, 18 lipca 2013

Wojownicy wschodnich stepów wg. M. Gorelika

Wymarsz Mongołów ze stolicy w Karakorum (Połowa XIII wieku). Od lewej: książę (według miniatury na mapie Liu Tao), dowódca gwardii (według miniatury z początku XIV wieku), chorąży (według rękopisu Raszida ad Dina), wielki chan (kagan) według miniatury na mapie Liu Tao przedstawiającej Kubiłaja. Rys. M. Gorelik, Armji Mongoło - Tatar X-XV w. 

Mongolscy łucznicy atakują "korowodem" (w polskiej historiografii określa się tą taktykę niezbyt merytorycznie mianem "scytyjskiego kręgu"). Od lewej: łucznik (odwrócony tyłem) według miniatury "Dżami at tawarih" Raszida ad Dina, według miniatury z bagdadzkiego rękopisu "Szach-hame" (1340 r.), według "Dżami at tawarih" (1306-1308 r.). Rys. M. Gorelik, Armji Mongoło - Tatar X-XV w.

Ciężkozbrojna konnica Złotej Ordy - przełom XIII i XIV wieku. Obie figury według miniatur z epoki i badań archeologicznych. Rys. M. Gorelik, Armji Mongoło - Tatar X-XV w.

Zmierzch Połowców (Kumanów) przełom XIII i XIV wieku. Od lewej: drużynnik (według znalezisk z kurhanu w Taborowce), według kurhanu Czinguł (Zaporoże). Rys. M. Gorelik, Armji Mongoło - Tatar X-XV w.

Wojownicy Kaukaskiego Pogórza w drugiej połowie XIV wieku. Od lewej: oglan - chorąży (według bagdadzkiego rękopisu Hadżi Kirmana - 1390 r, obecnie w British Museum), oglan - chorąży (zbroja ze zbiorów Ermitaża w Petersburgu), berlegbej Mamaj (dowódca wojsk) około 1370 r (według miniatury z albumów sułtana Mehmeda Fatiga). Rys. M. Gorelik, Armji Mongoło - Tatar X-XV w.

Armia mongolska epoki Timuridów (ok. 1370 r.) - orszak Chana. Od lewej: emir - dowódca gwardii, oglan - chorąży, Chan w stroju wojskowym. Wszystkie figury według miniatur z bagdadzkiego rękopisu sułtana Mehmeda Fatiga (?) z 1396 r. Rys. M. Gorelik, Armji Mongoło - Tatar X-XV w.

Ubiory w Polsce wg. Jana Matejki - cz. II

Mieszczanie "podług dzieł obcych" (XIII wiek).

Magnaci. Od lewej: książę (wg. grobowca Henryka IV Probusa), młodzian (wg. kielicha Konrada w Płocku), książę (wg. kielicha Konrada w Płocku), księżna mazowiecka (wg. kielicha Konrada w Płocku), niewiasta z grobowca Henryka Probusa, panna z Legendy o Św. Jadwidze, giermek (wg. pieczęci Leszka Czarnego z 1289 r.), rycerz (wg Legendy o Św. Jadwidze), rycerz z pieczęci Przemysława Opolskiego z 1284 r.

Rycerstwo: postać 1 z dzieła obcego, 2 i 6 z obrazów w katedrze wawelskiej (kaplica Św. Trójcy, 3, 7, 8 z Legendy o św. Jadwidze, 4 z pieczęci Ziemowita Mazowieckiego księcia wiskiego z 1348 r., 5 z pieczęci Kiejstuta z 1379 r.

Ubiory w Polsce wg. Jana Matejki cz. I

Od lewej: Bolesław Wstydliwy (według pieczęci z 1255 r.), Władysław Łokietek (wg. pieczęci oraz grobowca z 1315 r.). U góry z lewej herb Wielkopolski wg. pieczęci Przemysława I z 1256 r. i herb Kujaw z pieczęci Leszka Czarnego z 1289 r.

Zakony: pierwsze trzy figury z lewej strony to Krzyżacy (z pieczęci z 1232 r.), dalej benedyktyn, dominikanin i franciszkanin.


Duchowieństwo. Od lewej: diakon (z grobowca Władysława Łokietka), opat (wg. pieczęci opata oliwskiego Rudigera z 1307 r.), biskup (wg. pieczęci Leszka Czarnego), trzymający Ewangelię (wg. Legendy o Św. Jadwidze), ksieni trzebnica (wg. Legendy o Św. Jadwidze), zakonnica tejże reguły.

Bitwa z Mongołami pod Lenigcą - cz. IV

Pieczęć konna Mieszka II Otyłego z 1245 r.


W 1241 roku Henryk Pobożny był u szczytu swojej potęgi. Ponowne zjednoczenie państwa pod berłem śląskiego Piastowicza było niemal w zasięgu ręki. Restauracja królestwa w oczywisty sposób ograniczyłaby, lub nawet zakończyła polityczną karierę władcy Opolszczyzny. Mieszko doskonale musiał zdawać sobie sprawę, że zwycięstwo w walce z Mongołami będzie dla Henryka II pierwszym stopniem do korony. Postanowił więc wykorzystać doskonałą okazję, jaką stworzyła bitwa i wycofując w odpowiednim momencie swoje wojska pogrążyć Pobożnego. Mamy solidny motyw i sposób. Ale czy to przesądza sprawę? Niekoniecznie. Mimo wszystko pozostaje wiele wątpliwości. Gdyby Mieszko Otyły rzeczywiście zamierzał zdradzić Henryka, to przecież mógł to uczynić dużo wcześniej, wogóle nie wchodząc do starcia. Byłoby to znacznie mnie niebezpieczne niż odwrót, który łatwo mógł się przerodzić w paniczną ucieczkę i utratę większej części wojska (będącego wszak podporą książęcej władzy). Celowe wycofanie hufca opolskiego już po wejściu do akcji jest tym bardziej nieprawdopodobne, że musiałoby się opierać na bezwzględnym założeniu, iż hufiec odwodowy zasłoni Opolan przed mongolskim pościgiem tak długo, że będą mogli bezpiecznie wycofać się do Legnicy. Mieszko musiałby być naprawdę niepoczytalnym ryzykantem, żeby wybrać taki wariant.
Jeśli nie zdrada, to co? Tajemniczy wojownik nawołujący do ucieczki? Wyjątkowo mało realne. W jaki sposób jeden człowiek mógł swobodnie „biegać” między wojskami (szczepionymi wszak w zaciętej walce) i do tego jeszcze wołać tak, by być słyszanym przez obie strony? Wśród ogłuszającego krzyku tysięcy ludzi, rżenia koni, huku broni? Nawet jeśli nie był to jeden człowiek, a kilku czy nawet kilkunastu, wydaje się to mało prawdopodobne.
Ciekawą interpretację tego fragmentu przekazu Długosza przedstawił Robert Żukowski. Według niego Mongołowie mogli „podstawić” Opolanom swojego agenta, przebranego za polskiego posłańca, który dotarł do książęcego pocztu z informacją o klęsce pozostałych hufców. Mieszko uwierzył i wycofał swoje oddziały. Trzeba przyznać, że teoria ta jest bardziej przekonująca od sceny opisanej przez Długosza, niemniej i tak nie da się jej jednoznacznie zweryfikować. Trudno uwierzyć, żeby Mongołowie aż tak drobiazgowo zaplanowali starcie i przygotowali zawczasu tego typu dywersję (choć nie możemy tego kategorycznie wykluczyć).
Być może prawda była dużo bardziej prozaiczna. W chaosie bitwy książęcy poczet mógł stać się celem jakiegoś lokalnego kontrataku, który uderzył na jego flankę lub nawet zagroził tyłom. Mieszko Otyły był w tej kampanii jedynym polskim wodzem, który odniósł samodzielne zwycięstwo w starciu z Mongołami (pod Raciborzem rozbił mongolską straż przednią). To jednak o wiele za mało, by uznać go za sprawdzonego, doświadczonego dowódcę polowego. Pod Legnicą, wobec błyskawicznie zmieniającej się sytuacji mógł po prostu spanikować i uciec. Historia zna wiele takich przypadków. Jego oddziały widząc wycofanie się dowódcy (co musiały poznać choćby po przemieszczaniu się książęcego proporca) także zrobiły „w tył zwrot”. Zanim bardziej doświadczeni rycerze zdołali opanować sytuację było już za późno.
Jak w takim razie potraktować wzmianki o konfliktach w polskim obozie? Źródła tatarskie wspominają o nich, jednak bez jakichkolwiek wyjaśnień. Także tutaj wytłumaczenie może być bardzo proste. Wszystko wskazuje na to, że Henryk Pobożny ruszył przeciwko Mongołom wbrew wcześniejszym ustaleniom, przewidującym połączenie się z czeskimi posiłkami. Być może część dowódców stanowczo (nawet gwałtownie) odradzała wyjście z Legnicy. Mongołowie mieli tak doskonały wywiad, że jakieś informacje o tym konflikcie mogły dotrzeć do nich i pozostać w kronikarskich zapiskach.
Jakkolwiek nie było, faktem niezaprzeczalnym jest, że hufiec opolski haniebnie zawiódł i uciekając odsłonił skrzydło oddziałów Sulisława, na które natychmiast uderzyli Mongołowie. Być może Ordu uruchomił w tym momencie swój odwód. Już ustawienie wojska polskiego w dwie linie musiało być dla mongolskiego dowódcy wielkim zaskoczeniem. W dotychczasowych walkach (Tursko, Chmielnik) Polacy nie wydzielali nawet odwodu. Pod Legnicą uszykowali się w dwóch rzutach, co już sprawiło Mongołom ogromne problemy. Zdecydowanie wątpię, by widząc częściowe załamanie się drugiej linii piastowskiej armii Ordu spodziewał się, że może ona jeszcze wprowadzić do walki kolejne oddziały. Mógł po prostu pójść za ciosem i uruchomił swoje najlepsze hezary, by jednym, potężnym uderzeniem zakończyć niebezpiecznie przedłużające się starcie. Okazało się jednak, że to nie koniec. Wręcz przeciwnie.

Bitwa z Mongołami pod Legnicą - cz. III

Bitwa pod Legnicą na miedziorycie Matthäusa Meriana Starszego z 1630 roku pod tytułem „Wielka klęska chrześcijan pobitych przez Tatarów”. Rysunek nie ma nic wspólnego z XIII wiecznymi realiami. Jak łatwo zauważyć Mongołowie (z prawej strony) występują tutaj w strojach tureckich).

Bitwa rozpoczęła się starciem straży przednich. Hufiec księcia Bolesława na widok przeciwnika natychmiast zaatakował. „Obie strony zwarły się w ostrym starciu. Krzyżowcy i obcy rycerze rozbili kopiami pierwsze szeregi Tatarów i posuwali się naprzód”. Mongołowie odpowiedzieli atakiem drugiej linii, która okrążyła hufiec Dypoldowica zadając mu ciężkie straty. Według Długosza poległ wówczas dowódca (jak się później okaże ów waleczny Czech w przekazie polskiego kronikarza ginie … dwa razy) oraz większość rycerzy z pierwszych szeregów. Długosz wspomina też, że w straży przedniej wielu wojowników było „… nieosłoniętych i nieopancerzonych” – stąd wielkie straty zadał im ostrzał mongolskich łuków. Zdanie to odnosi się zapewne do górniczej piechoty. Rycerze i giermkowie zakonni słynęli z doskonałego, najwyższej klasy opancerzenia i uzbrojenia. Zbliżony standard musieli również reprezentować goście z Zachodniej Europy. Byli to przeciwnicy bardzo trudni do zabicia, więc jeśli jakaś część straży przedniej przebiła się do swoich (o czym wspomina przekaz Długosza), to zdecydowanie stawiałbym tutaj właśnie na rycerzy.
Wydawałoby się, że mongolska pułapka, tak jak we wcześniejszych bitwach, zadziałała bezbłędnie. Tym jednak razem to właśnie na Mongołów czekało bardzo przykre zaskoczenie. Doszło bowiem do sytuacji tak pięknie opisanej przez staropolskie porzekadło „…złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Do ataku ruszyła druga linia Polaków – hufce komesa Sulisława i księcia Mieszka. Szarżę wsparli zmasowanym ostrzałem najemni konni (?) kusznicy. Ich ostrzał musiał być dla wojowników Ordu prawdziwym wstrząsem. Siła uderzenia pocisków z kuszy była tak wielka, że nie chroniły przed nimi nawet najlepsze zbroje, a na bliskich dystansach również tarcze nie dawały żadnej osłony. Po zaciekłej walce szyki Mongołów pękły i część oddziałów prawdopodobnie zaczęła uciekać. Wydawałoby się, że Polacy są o krok od zwycięstwa. W tym momencie doszło do wydarzenia bodaj najdziwniejszego w całej bitwie – hufiec opolski niespodziewanie załamał się i uciekł. Krakowscy rycerze, pomni krzywd swej ziemi zapewne walczyli zaciekle, pragnąc zemsty na znienawidzonym przeciwniku. Co się stało, że Opolanie uciekli po znakomicie przeprowadzonym kontrataku?
Wyjaśnienie tego faktu jak dotąd jest wielkim problemem dla historyków. Długosz pisze, że …ktoś z oddziałów tatarskich, nie wiadomo czy ruskiego (posiłki z podbitej Rusi wchodziły w skład oddziałów Ordu – przyp. P.P.) czy tatarskiego pochodzenia , biegając bardzo szybko między jednym a drugim wojskiem krzyczał okropnie, zwracając do obu wojsk sprzeczne ze sobą słowa zachęty. Wołał bowiem po polsku: „Biegajcie, biegajcie!” co znaczy: „Uciekajcie, uciekajcie!”, wprawiając Polaków w przerażenie, po tatarsku zachęcał zaś Tatarów do walki i wytrwania”. Mieszko Kazimierzowic słysząc te wołania, przekonany, że pochodzą od swoich miał wycofać się z walki pociągając za sobą większość opolskiego hufca. Część historyków na podstawie relacji Długosza oraz informacji ze źródeł tatarskich, mówiących o konflikcie w polskim obozie, wyciągnęła wniosek o motywowanej politycznie zdradzie Mieszka. Czy jest to teoria uprawniona? Posługiwanie się w tym kontekście pewnikami wydaje się merytorycznym nieporozumieniem.

Zawisza Czarny z Garbowa

Herb Sulima

Zawisza Czarny z Garbowa herbu Sulima – najsłynniejszy z polskich rycerzy przełomu XIV i XV wieku. Urodził się w 1370 r. Jego ojcem był kasztelan konarsko – sieradzki Mikołaj z Garbowa. Miał dwóch młodszych braci – Jana zwanego Farurejem i Piotra zwanego Kruczkiem. O młodych latach Zawiszy wiemy niewiele. Szybko musiał jednak dojść do pozycji i znaczenia, skoro w 1397 roku biskup krakowski Wysz zgodził się na jego ślub ze swoją bratanicą Barbarą. Małżeństwo to doczekało się trzech synów: Marcina, Stanisława (zginął w 1444 r. pod Warną) i Jana (zginął w 1454 r. pod Chojnicami). Przez długie lata Zawisza służył na dworze króla Węgier Zygmunta Luksemburskiego. Brał udział w wyprawach przeciwko Turkom. Dał się też poznać, jako niepokonany czempion turniejowy. Przeszło 100 razy stawał w szranki przeciwko najsłynniejszym rycerzom chrześcijańskiej Europy. Nigdy nie przegrał! Do legendy przeszła jego walka z księciem Janem z Aragonii w Perpignano. Jan uważany był powszechnie za najlepszego rycerza turniejowego Zachodu. W starciu Zawisza jednym uderzeniem kopii wysadził go z siodła. Był sławny tak jak dzisiejsze gwiazdy sportu i popkultury. Podziwiany, szanowany i chętnie goszczony na dworach najznaczniejszych władców ówczesnej Europy. Doszedł też do znacznego bogactwa (turnieje rycerskie były dyscypliną bardzo dochodową). Miał w sumie 31 wsi i 3 zamki. W historii odnotowano również słynną ucztę jaką wydał Zawisza Czarny na ulicy św. Jana w Krakowie, dla monarchów biorących udział w uroczystościach zaślubin Władysława Jagiełły i Zofii Holszańskiej w 1424 roku. Wzięli w niej udział król rzymski, duński, polski, książęta mazowieccy, śląscy oraz inni dostojnicy. W 1410 roku na wieść o spodziewanej wojnie odrzucił oferowane przez Luksemburczyka bogactwa i zaszczyty wracając natychmiast do kraju. Pod Grunwaldem walczył jako jeden z przedchorągiewnych wielkiej chorągwi ziemi krakowskiej. Prawdopodobnie to właśnie on uratował jej znak w krytycznym momencie, kiedy padł koń chorążego Marcina z Wrocimowic.
Zawisza wielokrotnie służył też polskiej dyplomacji. Był jednym z sześciu polskich posłów na Sobór w Konstancji (1414-18 r.) , gdzie protestował przeciwko uwięzieniu Jana Husa. W 1412 r. uczestniczył wraz z królem Władysławem Jagiełłą w uroczystym zjeździe monarchów w Budzie, zwyciężając przy okazji w wielkim turnieju rycerskim.
Swoje przeznaczenie spotkał w 1428 roku pod Gołębcem (Golubac). Jego oddział osłaniał odwrót głównych sił Zygmunta Luksemburskiego, cofających się przed przeważającymi liczebnie Turkami. Zygmunt już z drugiego brzegu wysłał łódź po Zawiszę – ten jednak odmówił. Odesłał swoich towarzyszy i razem z dwoma giermkami sam stanął przeciwko Tureckiej armii. Ranny dostał się do niewoli, w której zginął.
Zygmunt Luksemburczyk tak pisał w liście do Witolda o śmierci Zawiszy: "Rycerstwo straciło w Zawiszy najzręczniejszego i najobrotniejszego towarzysza i wodza. Jak to zresztą całemu światu wiadomo, najdzielniejszym był rycerzem, najdoświadczeńszym wojownikiem i wielkim dyplomatą. Domagają się jego znakomite czyny, ażeby zmarły ojciec w swych synach ożył i w swoim potomstwie".
Już za życia nikt nie mógł równać się z nim sławą. Odszedł stając się uosobieniem rycerskości, honoru i legendarnej wręcz słowności.
Ciekawostką może być fakt, że wśród potomków Zawiszy w linii prostej byli min. hetman Stanisław Koniecpolski, książę Bogusław Radziwiłł i major Henryk Dobrzański „Hubal”.
Skąd przydomek Czarny? Na pewno nie od czarnej zbroi. Zawisza, podobnie jak jego bracia miał po prostu czarne włosy.

Zawisza Czarny w pojedynku z Janem Aragońskim.
Mal. M. Bylina ( w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego). 

Strona na Wikipedii 

środa, 17 lipca 2013

Bitwa z Mongołami pod Legnicą cz. II

Polskie rycerstwo w XIII wieku. Rys. K. Linder.

Wojsko Henryka Pobożnego podzielone było na cztery hufce, ustawione w trzy linie. Strażą przednią dowodził czeski książę Bolesław Dypoldowic (zwany Szepiołką). Oprócz własnego pocztu podlegały mu niewielkie, acz znakomitej jakości oddziały templariuszy (posiadających na Śląsku liczne dobra jeszcze z nadania Henryka Brodatego). Być może armię wsparli także joannici, których zapewne także oddano pod komendę Szepiołki. Teoria o obecności na polu bitwy Krzyżaków nie została jak dotąd potwierdzona żadnymi dowodami. Jeśli stawili się pod Legnicą, to co najwyżej w sile kilku rycerzy (w sumie kilkunastu zbrojnych). Skąd w taki razie wziął się, obecny w starszych opracowaniach, piąty (krzyżacki) hufiec, dowodzony rzekomo przez Poppona z Osterny? Z wielkiego nieporozumienia, wywołanego prawdopodobnie przez bliskość pochówków Henryka Pobożnego i Poppona von Ostern w kościele Św. Jakuba we Wrocławiu, oraz celowej propagandy Krzyżaków (niestety bardzo skutecznej), przypisujących sobie nie tylko obecność, ale i znaczącą rolę w bitwie pod Legnicą. Jeśli Krzyżacy w ogóle brali udział w tym starciu, to w sile co najwyżej kilkunastu zbrojnych. Jeśli rzeczywiście przybyli pod Legnicę to najprawdopodobniej włączono ich do oddziału Szepiołki. Do straży przedniej przydzielono także nielicznych rycerskich gości, którzy przybyli z Zachodniej Europy. Aby wzmocnić ten niewielki hufiec oddano księciu Bolesławowi piechotę wystawioną przez górników ze Złotoryi (Złotej Góry). W drugiej linii stanęły dwa hufce. Oddziałem skupiającym rycerstwo małopolskie oraz część wielkopolskiego dowodził komes Sulisław, brat poległego pod Chmielnikiem wojewody krakowskiego Włodzimierza. Rycerstwo opolskie stanęło we własnym oddziale pod wodzą młodego księcia Mieszka Kazimierzowica (Otyłego, Grubego). Odwodem był doborowy hufiec dowodzony osobiście przez księcia Henryka II. Podlegało mu rycerstwo śląskie, reszta wielkopolskiego oraz nieliczne oddziały zaciężne. Z takiego ustawienia możemy bez problemu polski plan bitwy. Straż przednia miała wykryć przeciwnika i związać go walką do czasu nadejścia drugiej linii. Te trzy hufce miały wykrwawić przeciwnika i zmusić do użycia rezerw. Decydujący cios miał zadać hufiec odwodowy.
Fakt, że szyk armii polskiej znacząco odbiegał od typowego ustawienia zachodnioeuropejskich armii rycerskich tej epoki nie powinien nikogo dziwić. Polacy od początku swej państwowości mieli styczność z wojskowością wschodu, stojącą taktycznie na znacznie wyższym poziomie, od tego, co prezentowała wówczas Zachodnia Europa. Henryk Pobożny był sprawdzonym w polu, inteligentnym dowódcą, potrafiącym zmieniać swoją taktykę zależnie od okoliczności. Uprzedzony przez weteranów spod Turska i Chmielnika o mongolskim sposobie walki po prostu zrobił wszystko, by zabezpieczyć swoją armię przed niespodziankami przeciwnika.
Podobnie ustawiona była armia mongolska. Straż przednią oraz drugą linię tworzyli lekkokonni łucznicy. W skład silnego odwodu wszedł dodatkowo doborowy hezar (odpowiednik pułku, tümen miał 10 hezarów po 1000 wojowników każdy) ciężkiej jazdy. Było to klasyczne ugrupowanie zasadzkowe, wielokrotnie stosowane przez Mongołów i dokładnie opisane w rozmaitych źródłach. Straż przednia miała wciągnąć przeciwnika do walki. Ustawiona daleko z tyłu druga linia atakowała skrzydła przeciwnika i starała się go okrążyć. Starcie rozstrzygał atak odwodu.
Uszykowanie obu armii wskazuje na spotkaniowy charakter boju. Pojawienie się Mongołów w okolicach Legnicy najprawdopodobniej zaskoczyło Henryka Pobożnego. Prawdopodobnie liczył on, że przeciwnik wplącze się w długotrwałe oblężenie Wrocławia, a jego armia tymczasem doczeka czeskich posiłków. Stało się jednak inaczej. Ordu prawdopodobnie dowiedział się, że Henryk Pobożny koncentruje swe oddziały pod Legnicą i czeka na czeskie posiłki. Nie chcąc dopuścić do połączenia się przeciwników, postanowił pobić ich oddzielnie. Nie zwlekając pozostawił Wrocław i ruszył pod Legnicę. Książę Henryk, nie chcąc dać się zamknąć w grodzie, zaryzykował i poprowadził swoje oddziały do walki.

Bitwa z Mongołami pod Legnicą - cz. I


I faza bitwy pod Legnicą - miniatura z XIV wiecznej Legendy o Świętej Jadwidze. Ten bardzo popularny rysunek ma niewiele wspólnego z rzeczywistą bitwą. Przedstawieni na nim rycerze prezentują ekwipunek właściwy epoce powstania miniatury, a nie czasom bitwy pod Legnicą. Zupełnie fantazyjny jest obraz Mongołów. Nie ma nic wspólnego z ich rzeczywistym wyglądem. Rycerskie herby (za wyjątkiem książęcego) należą do rodów, których w większości nie było jeszcze na Śląsku w dobie bitwy legnickiej.
 -----------------------------
 

Data
Śląskie źródła oraz Kronika Jana Długosza jako datę bitwy pod Legnicą podają zarówno 8 (poniedziałek po Wielkanocy) jak i 9 (piąte idy kwietniowe) kwietnia. Obecnie większość historyków, idąc za ustaleniami Gerdarda Labudy, przyjmuje tą drugą datę.
Miejsce
Wielowiekowa tradycja jako miejsce bitwy wskazywała Legnickie Pole. Taka identyfikacja opiera się min. na przekazie Długosza, który ulokował to starcie wśród pól i równin, które opływa rzeka Nysa, na obszarze zwanym Dobrym Polem, oraz na informacjach Rocznika Kapituły Gnieźnieńskiej i Kroniki Wielkopolskiej. Zdaniem współczesnych badaczy nie jest to wcale tak jednoznaczne. Możliwym bowiem jest, że Długosz pomylił Nysę z Kaczawą. Wówczas jako teoretyczne miejsce bitwy musielibyśmy rozważyć dwie lokacje. Pierwsza to obszar między Białą Strugą i Strumieniem Księgienickim (9 km na południowy – zachód od Legnicy). Druga to pola między Koskowicami i Gniewomierzem.
Liczebność
Następna sprawa to skład i liczebność walczących armii. Jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku uważano, że na Dolny Śląsk uderzyły 3 mongolskie tümeny (razem ok. 30 tysięcy wojowników) pod wodzą Batu-Chana. Na Dobrym Polu miała przeciwko nim stanąć licząca około 12 tysięczna (podzielona na 5 hufców) armia księcia Henryka II Pobożnego. Nowsze opracowania znacznie zredukowały te liczby. Przyjmuje się obecnie, że Mongołowie wystawili przeciwko Polsce jeden 10 – tysięczny tümen, który po stratach poniesionych na terenie Małopolski dotarł pod Legnicę w sile ok. 7 - 8 tysięcy ludzi. Większość historyków zgadza się również co do tego, że dowodził nim nie Batu, ale Ordu. Wielkie kontrowersje budzi liczebność armii polskiej. W zeszycie „Bitwa pod Legnicą („Chwała oręża polskiego” 3/24 wydany jako dodatek do „Rzeczypospolitej”) Rafał Jaworski ocenia polskie siły na około 7-8 tysięcy wojowników. Jerzy Maroń („Legnica 1241” z serii „Historyczne Bitwy”) szacuje armię Henryka II na maks. 2 tysiące ludzi.
Analiza możliwości mobilizacyjnych dzielnic pozostających pod władzą księcia Henryka (lub z nim sprzymierzonych) a czynnie zaangażowanych w odpieranie mongolskiego ataku, pozwala uznać wyliczenie Jaworskiego za znacząco zawyżone, a Maronia z kolei za nieco zaniżone.Uwzględniając powyższe liczebność polskiej armii, która 9 kwietnia 1241 roku stanęła do walki z Mongołami możemy określić na 2,5 do 3 tysiąca wojowników (podzielonych na 4 hufce).
Ustawienie
Większość teorii związanych z przebiegiem bitwy opiera się oczywiście na przekazie Długosza. Starsze opracowania zakładały liniowy szyk obu armii (z wydzielonymi odwodami). Taka interpretacja przekazu Długosza zakładała cokolwiek dziwny przebieg bitwy. Mongołowie różnymi manewrami mieli wyciągać poszczególne hufce z polskiej linii i kolejno niszczyć je przeważającymi atakami. Kontratak polskiego odwodu, prowadzonego osobiście przez Henryka Pobożnego, doprowadził do poważnego kryzysu, który Mongołowie, będący o krok od klęski zażegnali dopiero atakiem odwodu i użyciem tajemniczych dymów. Polacy po bohaterskiej walce zostali ostatecznie rozbici. Ranny książę Henryk dostał się do niewoli i zginął stracony na tyłach przy zwłokach mongolskiego wodza zabitego w jednym z wcześniejszych starć. Najnowsze ustalenia wprowadziły znaczące korekty do tego opisu. Przebieg bitwy według współczesnych badań pozwolę sobie przytoczyć przede wszystkim za opracowaniem Tomasza Jasińskiego „Przerwany hejnał” z serii „Dzieje narodu i państwa polskiego”.

wtorek, 16 lipca 2013

Rycerstwo polskie wg. L. Piaseckiego.

Od lewej: konny drużynnik i pieszy tarczownik 
z X-XII wieku. Rys. L. Piasecki.

 Od lewej: rycerz pieszy według pieczęci Mieszka III Starego z 1175 r., 
rycerz konny według pieczęci Bolesława Wysokiego 
 z 2 połowy XII wieku. Rys. L. Piasecki.

 Rycerze z XII i początku XIII wieku. 
Rys. L. Piasecki.

 Od lewej: rycerz krakowski według pieczęci Władysława Łokietka (1307 r.)., 
rycerz śląski według pieczęci księcia Mikołaja Ziębickiego 
(1343 r.). Rys. L. Piasecki.

Wojsko Piastów wg. B. Gembarzewskiego - cz. I


Piesi wojowie z drugiej połowy XI wieku podług miatury w "Ewangeliarzu" Płockim" z 1085 r, przedstawiającej rzeź niewiniątek. 
--------------------------------
"Uzbrojenie składa się z mieczy i oszczepów, szyszaków stożkowych, żelaznych i miedzianych lub złoconych oraz tarcz - szczytów. Oszczepów używano zarówno do kłucia, jak i rzutu, o czym świadczy wyobrażenie jednego z wojowników uzbrojonego dwoma oszczepami. Suknie na ogół gładkie i jednobarwne w przeciwieństwie do nogawic wielce w barwach i rysunku urozmaiconych. Odnosi się to również do szczytów. Był to niewątpliwie ważnym czynnikiem, łudzącym wzrok nieprzyjaciela i utrudniającym mu celne mierzenie. Rysunki te i barwy są zbliżone do dzisiejszej sztuki ludowej, zwłaszcza pisanek wielkanocnych".


"Rycerz w pancerzu z rohatyną i tarczą owalną, nogawice okręcone u dołu rzemieniem lub taśmą. Z prawej łucznicy bez osobnych osłon głowy. Podług czary włocławskiej (X wiek)".
Tyle oryginalny opis B. Gembarzewskiego. Rycerz nosi hełm żebrowy bez nosala. Jego pancerz to zapewne kolczuga. Łucznicy nie noszą żadnego uzbrojenia ochronnego. Polskie łuki, przynajmniej te wykonywane z cisu, miały potężną siłę i zasięg. Doskonałym przykładem wykorzystania naszych łuczników na polu walki jest bitwa w kraju Dziadoszan (1018 r.). Ich ostrzał zadecydował tam o rozbiciu szyku elitarnej (złożonej z najlepszych rycerzy) niemieckiej straży tylnej, którą Polacy ostatecznie wybili w walce wręcz.


Od lewej: ciężkozbrojni rycerze z pierwszej połowy XII wieku, lekkozbrojny tarczownik z 1152 r. (według drzwi katedry płockiej.
Opis ostatniej postaci jest moim zdaniem błędny i mamy tutaj raczej rycerza w stroju ceremonialnym. Mało prawdopodobnym jest, aby zwykły tarczownik nosił miecz.
--------------------------
Autorem wszystkich rysunków jest Bronisław Gembarzewski. 

Bitwa z Niemcami w Kraju Dziadoszan

Rysunek B. Gembarzewskiego jest odtworzeniem figur wojowników pruskich z płaskorzeźb drzwi katedry gnieźnieńskiej z 2 połowy XII wieku. Zdaniem autora przedstawienie to może być analogią do polskich lekkozbrojnych wcześniejszego okresu.


Bitwa z Niemcami w Kraju Dziadoszan
(2 września 1015 r.). 

Było to finalne starcie kampanii, która rozpoczęła się w drugiej połowie sierpnia. Niemieckie siły główne miały uderzyć w centrum piastowskiego państwa – tradycyjnym już szlakiem niemieckich wypraw przez Krosno na Poznań. Tam miało dojść do walnej bitwy, która wobec niemieckiej przewagi technicznej dałaby wojskom cesarskim tak upragnione zwycięstwo. Plan był prosty a zwycięstwo zdawałoby się – prawie pewne. O wszystkim zadecydowała znakomita sprawność polskiego wywiadu. Dzięki swoim szpiegom Bolesław Chrobry znał cesarskie plany z dużym wyprzedzeniem i mógł się odpowiednio przygotować na przyjęcie nieproszonych gości, ściągając na zachodnią granicę wojska praktycznie z całego kraju. Początkowo Niemcy odnosili spore sukcesy. Pod Krosnem syn Chrobrego, Mieszko, nie zdołała zatrzymać cesarskiej kolumny i musiał się wycofać po zaciekłej walce z ciężkimi stratami. W tym samym czasie Bolesław zatrzymał nad Odrą drugą niemiecką kolumnę dowodzoną przez księcia Bernarda. Ten załadował swoje siły na łodzie i popłynął 30-40 km w dół rzeki i bez przeszkód wylądował na jej wschodnim brzegu. Ten pozorny sukces był jednak straszliwym błędem – oddalił bowiem oddziały Bernarda od Polaków, ale również od kolumny cesarskiej. Chrobry natychmiast przemaszerował pod Krosno i połączył się z Mieszkiem zostawiając przeciwko oddziałom Bernarda tylko siły osłonowe. Główna kolumna Henryka II wobec koncentracji polskich sił znalazła się nagle w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Polacy mogli bez problemu odciąć ją od zaopatrzenia, zablokować i zagłodzić. Szybki odwrót był jedynym wyjściem. 1 września w Kraju Dziadoszan (między Odrą i Bobrem, prawdopodobnie gdzieś między Ochlą i Brzeźnicą) Niemcy po przedarciu się przez bór wyszli na polanę, za którą znajdowało się rozległe bagno. Nie mogli go przejść ani ominąć – na flankach pojawili się już polscy łucznicy. Przewodnicy (oczywiście podstawieni przez polski wywiad), którzy wprowadzili Niemców w taką pułapkę – zniknęli. Nadchodzili za to Polacy, na tyle silni, by pokusić się o wydanie walnej bitwy. Niemców uratowała szybka budowa mostu, po której główne siły przeszły przez bagno. Uciekli dosłownie w ostatniej chwili. Pozostawili tylko straż tylną dowodzoną przez biskupa magdeburskiego Gerona, saskiego palatyna Burcharda oraz margrabiego Gerona, a złożoną z wyborowych oddziałów. Odparły one dwa ataki Polaków, ale trzeci rozbił ich szyki . Uratowała się tylko niewielka grupa z arcybiskupem i rannym palatynem. Reszta została doszczętnie wybita. Zginął margrabia Gero, przeszło 200 najprzedniejszych rycerzy i kilkakrotnie większa liczba pośledniejszych wojowników. Kampania zakończyła się dla Niemców prawdziwą katastrofą. Cesarz uciekał aż do Merseburga. Polacy ponownie zajęli Łużyce i tylko niespodziewana powódź uratowała Niemców przed utratą Miśni.


Fragment z kroniki Thietmara opisujący bitwę w Kraju Dziadoszan:

"Kiedy w drodze powrotnej [cesarz] przybył do kraju Dziadoszan, rozbił na swoje nieszczęście obóz w pewnym ciasnym pustkowiu, którego jedynym mieszkańcem był pewien hodowca pszczół, później zresztą zabity [...] A gdy zawiadomiono go [Bolesława], że cesarz już się wyniósł, wysłał wielką liczbę pieszych do miejsca, w którym obozowało wojsko [niemieckie], z rozkazem, by starali się choć część tego zniszczyć, jeżeli nadarzy się do tego korzystna okazja. [...] Cesarz podążył naprzód i powierzywszy pozostałe wojsko abp. Geronowi, znakomitemu margrabiemu Geronowi oraz palatynowi Burchardowi, zalecił im, aby zachowali większe niż zazwyczaj środki ostrożności. Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał".