Pieczęć konna Mieszka II Otyłego z 1245 r.
W 1241 roku Henryk Pobożny był u szczytu swojej potęgi.
Ponowne zjednoczenie państwa pod berłem śląskiego Piastowicza było niemal w zasięgu ręki. Restauracja królestwa w
oczywisty sposób ograniczyłaby, lub nawet zakończyła polityczną karierę władcy
Opolszczyzny. Mieszko doskonale musiał zdawać sobie sprawę, że zwycięstwo w
walce z Mongołami będzie dla Henryka II pierwszym stopniem do korony.
Postanowił więc wykorzystać doskonałą okazję, jaką stworzyła bitwa i wycofując
w odpowiednim momencie swoje wojska pogrążyć Pobożnego. Mamy solidny motyw i
sposób. Ale czy to przesądza sprawę? Niekoniecznie. Mimo wszystko pozostaje
wiele wątpliwości. Gdyby Mieszko Otyły rzeczywiście zamierzał zdradzić Henryka,
to przecież mógł to uczynić dużo wcześniej, wogóle nie wchodząc do starcia.
Byłoby to znacznie mnie niebezpieczne niż odwrót, który łatwo mógł się
przerodzić w paniczną ucieczkę i utratę większej części wojska (będącego wszak
podporą książęcej władzy). Celowe wycofanie hufca opolskiego już po wejściu do
akcji jest tym bardziej nieprawdopodobne, że musiałoby się opierać na
bezwzględnym założeniu, iż hufiec odwodowy zasłoni Opolan przed mongolskim
pościgiem tak długo, że będą mogli bezpiecznie wycofać się do Legnicy. Mieszko
musiałby być naprawdę niepoczytalnym ryzykantem, żeby wybrać taki wariant.
Jeśli nie zdrada, to co? Tajemniczy wojownik nawołujący do ucieczki? Wyjątkowo
mało realne. W jaki sposób jeden człowiek mógł swobodnie „biegać” między
wojskami (szczepionymi wszak w zaciętej walce) i do tego jeszcze wołać tak, by
być słyszanym przez obie strony? Wśród ogłuszającego krzyku tysięcy ludzi,
rżenia koni, huku broni? Nawet jeśli nie był to jeden człowiek, a kilku czy
nawet kilkunastu, wydaje się to mało prawdopodobne.
Ciekawą interpretację tego fragmentu przekazu Długosza przedstawił Robert
Żukowski. Według niego Mongołowie mogli „podstawić” Opolanom swojego agenta,
przebranego za polskiego posłańca, który dotarł do książęcego pocztu z
informacją o klęsce pozostałych hufców. Mieszko uwierzył i wycofał swoje
oddziały. Trzeba przyznać, że teoria ta jest bardziej przekonująca od sceny
opisanej przez Długosza, niemniej i tak nie da się jej jednoznacznie
zweryfikować. Trudno uwierzyć, żeby Mongołowie aż tak drobiazgowo zaplanowali
starcie i przygotowali zawczasu tego typu dywersję (choć nie możemy tego
kategorycznie wykluczyć).
Być może prawda była dużo bardziej prozaiczna. W chaosie bitwy książęcy poczet
mógł stać się celem jakiegoś lokalnego kontrataku, który uderzył na jego flankę
lub nawet zagroził tyłom. Mieszko Otyły był w tej kampanii jedynym polskim
wodzem, który odniósł samodzielne zwycięstwo w starciu z Mongołami (pod
Raciborzem rozbił mongolską straż przednią). To jednak o wiele za mało, by
uznać go za sprawdzonego, doświadczonego dowódcę polowego. Pod Legnicą, wobec
błyskawicznie zmieniającej się sytuacji mógł po prostu spanikować i uciec.
Historia zna wiele takich przypadków. Jego oddziały widząc wycofanie się
dowódcy (co musiały poznać choćby po przemieszczaniu się książęcego proporca)
także zrobiły „w tył zwrot”. Zanim bardziej doświadczeni rycerze zdołali
opanować sytuację było już za późno.
Jak w takim razie potraktować wzmianki o konfliktach w polskim obozie? Źródła
tatarskie wspominają o nich, jednak bez jakichkolwiek wyjaśnień. Także tutaj
wytłumaczenie może być bardzo proste. Wszystko wskazuje na to, że Henryk
Pobożny ruszył przeciwko Mongołom wbrew wcześniejszym ustaleniom, przewidującym
połączenie się z czeskimi posiłkami. Być może część dowódców stanowczo (nawet
gwałtownie) odradzała wyjście z Legnicy. Mongołowie mieli tak doskonały wywiad,
że jakieś informacje o tym konflikcie mogły dotrzeć do nich i pozostać w
kronikarskich zapiskach.
Jakkolwiek nie było, faktem niezaprzeczalnym jest, że hufiec opolski haniebnie
zawiódł i uciekając odsłonił skrzydło oddziałów Sulisława, na które natychmiast
uderzyli Mongołowie. Być może Ordu uruchomił w tym momencie swój odwód. Już
ustawienie wojska polskiego w dwie linie musiało być dla mongolskiego dowódcy
wielkim zaskoczeniem. W dotychczasowych walkach (Tursko, Chmielnik) Polacy nie
wydzielali nawet odwodu. Pod Legnicą uszykowali się w dwóch rzutach, co już
sprawiło Mongołom ogromne problemy. Zdecydowanie wątpię, by widząc częściowe
załamanie się drugiej linii piastowskiej armii Ordu spodziewał się, że może ona jeszcze wprowadzić
do walki kolejne oddziały. Mógł po prostu pójść za ciosem i uruchomił swoje najlepsze
hezary, by jednym, potężnym uderzeniem zakończyć niebezpiecznie przedłużające
się starcie. Okazało się jednak, że to nie koniec. Wręcz przeciwnie.